3.12.2020

R.J. Palacio "Cudowny chłopak"

 

Autor: R. J. Palacio
Tytuł: Cudowny chłopak
Tytuł oryginału: Wonder
Tłumaczenie: Marta Olejniczak-Skarsgård 
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416

Auggie to bardzo inteligentny i przezabawny dziesięciolatek. Mogłoby się wydawać, że takich dzieci w jego wieku jest pełno, prawda? Prawda. Jednak on, za sprawą mutacji genowej i związanej z nią widocznej deformacji twarzy, wcale do "typowych" dzieciaków się nie zalicza. Nie tylko wygląd odróżnia go od rówieśników - jego dzieciństwo upływa pod znakiem ciągłej walki o zdrowie, licznych operacji i wizyt lekarskich. Aż pewnego dnia wszystko się zmienia i nasz bohater po raz pierwszy przekracza próg prawdziwej szkoły...

Na wstępie przyznaję: "Cudownego chłopaka" przez baaardzo długi czas omijałam z daleka. Nie miałam w planach go czytać. Po samym opisie wydawało mi się, że będzie to nijakie czytadło dla dzieciaków. Że niczego dla siebie w nim nie znajdę.

A potem, w styczniu tego roku, obejrzałam ekranizację tej powieści. Film absolutnie doskonały, jeden z najlepszych, jakie obejrzałam w życiu. Wtedy już wiedziałam, że jeśli jest chociaż najmniejsza szansa, że książka powali mnie na kolana tak samo, muszę ją przeczytać. Chociaż spróbować.

Tydzień temu nadarzyła się okazja.

MATKO KOCHANA, LUDZIE!!! Co ja miałam w głowie, kiedy myślałam, że to będzie takie sobie nic? Że dla dzieci? Że przeczytam, a następnego dnia zapomnę?

Palacio stworzyła historię praktycznie idealną. Trochę zabawną - nie sposób było się nie uśmiechnąć pod nosem, kiedy się czytało niektóre odzywki samego Augusta - a trochę, no dobra, bardzo smutną.

Bardzo smutną, bo nie wyobrażam sobie, że człowiek empatyczny nie wzruszyłby się historią chłopczyka tak małego i niewinnego, a tak bardzo pokrzywdzonego już przez życie.

Bardzo smutną, bo chyba trzeba byłoby mieć serce z kamienia, żeby przejść obojętnie obok wyszydzania i odpychania kogoś za coś, co nie jest jego winą.

Ja serca z kamienia nie mam. Mnie te fragmenty będą prześladować chyba do końca życia.

W czym jednak tak naprawdę tkwi sukces "Cudownego chłopaka"? W tym, że ta powieść jest przede wszystkim bardzo życiowa. Ponieważ wszyscy, nieważne ile lat mamy, albo znaliśmy kiedyś kogoś, kto był wyśmiewany i samotny, albo sami mieliśmy nieszczęście takiego okrucieństwa ze strony "kolegów" doświadczyć. Niektórzy z nas być może osobiście stosowali taką przemoc. Każda taka praktyka pomaga czytelnikowi tę opowieść "poczuć", ułatwia jej zrozumienie.

I jasne, że całość trochę trąci moralizatorstwem. Że przesłanie mówi jasno: tolerancja. Wykazujmy się tolerancją i empatią, inaczej marny los tego świata. Tylko co z tego? Nawet dorosłym ludziom trzeba czasami o tym przypominać. 

Jeśli chodzi o techniczną stronę tej powieści - pomimo tematyki i wielu cięższych dla psychiki fragmentów, czyta się doskonale. Pióro autorki jest lekkie, a rozdziały - napisane z perspektywy różnych bohaterów, co też bardzo mi się spodobało, bo dzięki temu lepiej poznaję postaci - króciutkie. Strony wręcz same się przewracają.

"Cudowny chłopak" to lektura odpowiednia na każdym etapie życia. Jako lekcja wszystkiego, co ważne, dla młodszych pokoleń. Dla tych starszych natomiast wybór najlepszy z możliwych, jeśli ktoś lubi, kiedy podczas czytania serduszko szaleje z poruszenia.

6.07.2019

David Ebershoff "Dziewczyna z portretu"


Autor: David Ebershoff
Tytuł: Dziewczyna z portretu
Tytuł oryginału: The Danish Girl
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 375

Greta i jej o kilka lat starszy mąż Einar są malarzami. Ona to kobieta po przejściach, on zaś zdecydowanie różni się od innych mężczyzn - jest skryty, wstydliwy, dziwny. Kiedy pewnego dnia żona prosi go, by przebrał się w damskie ciuchy i pozował jej do obrazu, nikt nie wie jeszcze, że właśnie w tym momencie ich związek wkroczy w całkiem nową fazę. Niebawem w domu Wegenerów coraz częściej gościć zaczyna Lili, alter ego Einara...

Istnieją historie, które w głowie się nie mieszczą. Losy, o których się myśli, że musiał je wykreować człowiek o nadzwyczaj wybujałej wyobraźni. Zdarzenia tak nierzeczywiste, że wydaje się, że niezdolne do istnienia poza kartami książki. A jednak te wszystkie scenariusze nie zawsze są jedynie fantazją. Czasem wymyśla i opowiada je nam codzienne życie. Jak choćby w przypadku Dziewczyny z portretu Davida Ebershoffa.

Wielu z Was może się zdziwić takim wstępem do recenzji o tej pozycji. Domyślam się, że spora grupa osób się z nim nie zgodzi. I ja się temu ani nie dziwię, ani nie neguję innego zdania. Żyjemy w XXI wieku, w czasach, w których różnego rodzaju odmienność jest coraz bardziej widoczna. Pomału, ale zmienia się również mentalność ludzka i podejście do tego typu spraw. Jeszcze nie tak dawno temu homoseksualizm uważano za chorobę, a dzisiaj? Dzisiaj coraz więcej osób odrzuca to przekonanie. Z transseksualizmem, czyli tematem przewodnim Dziewczyny... jest podobnie. 

Problem polega na tym, że nieważne, jak na to patrzymy obecnie. O wiele istotniejsze pytanie brzmi: jak to wyglądało kiedyś, prawie 100 lat temu? Bo to właśnie wtedy żył Einar Wegener, który przez większość życia nie identyfikował się ze swoją płcią. Był mężczyzną, ale w sensie fizycznym. W jego wnętrzu, w psychice "mieszkała" natomiast kobieta - Lili. I to momenty jej dominacji w codziennym życiu malarza dawały mu spełnienie i przynosiły ulgę w codziennym cierpieniu. Uwierzcie mi - w tamtych czasach tacy ludzie nie mieli łatwo. O takich przypadkach nie słyszało się wtedy często, a jeśli już, to nie było wiadomo, co z tym zrobić. Uważano to za wydziwianie. Coś, co można wyleczyć. Diabła, którego można wypędzić. Ratunek w postaci zabiegów umożliwiających zmianę płci miał dopiero nadejść. Główny bohater powieści Ebershoffa w pewnym sensie miał jednak szczęście - bo na tę pomoc pod koniec życia się załapał.

Powieść Ebershoffa nie jest wiernym odbiciem życia Wegenera. Jego przypadłość i fakt, że był prawdopodobnie pierwszym człowiekiem na świecie, który urodził się jako chłopiec, a zmarł, będąc kobietą, to jedynie inspiracja. Autor, decydując się na tak delikatną i wciąż jeszcze, mimo wszystko, kontrowersyjną tematykę, wziął na siebie ogromną odpowiedzialność. Bo tej kwestii nie można było ani potraktować za lekko - żeby nie odrzeć jej z powagi sytuacji - ani zbyt dosłownie, bo daję głowę, że gdyby została przekroczona granica, podniósłby się krzyk opinii publicznej i pojawiłyby się oskarżenia o niestosowność, wręcz wulgarność. Ale jak tu wyczuć, co można, a czego nie? Przecież chodzi o seksualność, o tożsamość płciową. Wydawać by się mogło, że i tak źle, i tak niedobrze, prawda? Ktoś z Was myśli, że znalezienie złotego środka się nie udało?

Jeśli na dwa powyższe pytania odpowiedzieliście tak, to informuję Was: pomyliliście się i to spektakularnie. Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami książka Ebershoffa jest dokładnie taka, jaka być powinna: dosłowna tylko o tyle, że wiadomo, że mężczyzna stał się kobietą. Nie znajdziemy tutaj rozwlekłych opisów. O samej operacji nie wiemy praktycznie nic, poza tym, że się odbyła. Te niedopowiedzenia powodują, że całość jest subtelna. Nie ma tutaj też trywializowania, próby pokazania Wegenera jako wariata, który powinien czytelnika żenować. Wręcz przeciwnie - czytając, można się wczuć w jego dramat i nawet mu współczuć, kibicować. 

Ale to, co w tej powieści jest dla mnie absolutnym mistrzostwem, to relacja między Einarem/Lili a Gretą. Moi drodzy, drugich takich perypetii miłosnych w literaturze raczej nie znajdziemy. Żadne tam niespełnione uczucie czy miłość do grobowej deski się z tym nie równa. Bo jak może się równać? Tutaj mamy coś zupełnie innego: trwanie przy człowieku w najtrudniejszym okresie jego żywota i to jeszcze ze świadomością, że którejkolwiek drogi by się ostatecznie nie wybrało, i tak będzie w jakimś sensie źle. Coś się definitywnie skończy, a na miejscu tego pojawi się coś innego, co nijak nie będzie mogło być przedłużeniem albo chociaż godnym zastępstwem. To dobrowolne, świadome zrezygnowanie ze swojego szczęścia na rzecz drugiej osoby. Stuprocentowa tolerancja, akceptacja i zrozumienie. I poświęcenie tak ogromne, że większego nie można sobie wyobrazić.

Czy jest coś, co mnie w tej książce wkurzyło? Jest. O wiele lepiej byłoby, gdyby narracja była pierwszoosobowa. Gdybyśmy mogli poznać całą historię z perspektywy głównych zainteresowanych. Ja mam pewien niedosyt.

Dziewczyna z portretu to przepiękna, chwytająca za serce opowieść o walce o własne szczęście. I o uczuciu, które zniesie nawet najgroźniejszą burzę. Jeśli lubicie takie klimaty - to pozycja obowiązkowa!

3.07.2019

Podsumowanie czerwca 2019 i plany na lipiec


Dzień dobry w środę!

Czy Wam też czas tak szybko umyka? Dopiero co witaliśmy nowy rok, a dziś jest już pół roku później!

Początek nowego miesiąca to idealna okazja do podsumowania ostatnich tygodni. Co się działo w czerwcu? Ile książek przeczytałam, która zdobyła moje serce, a która mnie zawiodła? Jakie mam plany na lipiec? O tym wszystkim przeczytacie w dzisiejszym wpisie...

TAK BYŁO W CZERWCU...

W czerwcu, z powodu lenistwa - i stałego dostępu do Netfliksa - udało mi się przeczytać tylko dwie książki. Ich tytuły to:

1. Kogut domowy Nataszy Sochy (recenzja);
2. Księżniczki z Park Avenue Plum Sykes (recenzja).

W czerwcu ukazała się też recenzja Dziecioodpornej Emily Giffin oraz wpis specjalny z okazji pierwszej rocznicy działania Internetowej biblioteczki.

Najlepszą książką czerwca zostaje Kogut domowy Nataszy Sochy. To lekka i przyjemna w odbiorze powieść, która bawiąc, każe nam się zastanowić nad poglądami, które wyznajemy my sami bądź ludzie w naszym otoczeniu. Socha, poprzez napisaną przez siebie historię, pokazuje, że przyklejanie łatek innym jest działaniem pochopnym i bezsensownym, a nawet i krzywdzącym.

Największe rozczarowanie ostatnich tygodni to Księżniczki z Park Avenue Plum Sykes. Pozycja ta jest tak nijaka i nużąca, a przy tym zwyczajnie głupawa, że wymęczyła mnie bardziej niż niejeden tytuł zaliczany do klasyki literatury. I tak, to miała być książka czytana wyłącznie dla rozrywki, ale nawet czytadło na jeden raz powinno mieć jakiś poziom.

Najczęściej czytanym przez Was wpisem jest recenzja Dziecioodpornej Emily Giffin.

Na Facebooku zebrało się już 410 osób lubiących Internetową biblioteczkę i 420 obserwatorów profilu.

A TAK BĘDZIE W LIPCU...

Przyznam szczerze - trochę się zagapiłam i nie do końca przyłożyłam do zrobienia planów na nowy miesiąc. Właściwie jestem pewna tylko tego, że w lipcu przeczytacie między innymi o:

1. Dziewczynie z portretu Davida Ebershoffa;
2. Kosiarzu Terry'ego Pratchetta.

Ode mnie na dziś to tyle. Teraz Wasza kolej - w komentarzach podzielcie się ze mną tym, jak minął Wam czerwiec. Co Was zachwyciło, a co wkurzyło? Czy wiecie już, z jakimi książkami/innymi aktywnościami spędzicie pierwszy prawdziwie wakacyjny miesiąc? Nie mogę się doczekać, aż mi o tym opowiecie! :)

Podoba Wam się Internetowa biblioteczka? Chcecie być na bieżąco z tym, co tu się dzieje? Nie zapomnijcie polubić fanpage'a.