2.06.2019

Emily Giffin "Dziecioodporna"


Autor: Emily Giffin
Tytuł: Dziecioodporna
Tytuł oryginału: Baby Proof
Tłumaczenie: Anna Gralak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 385

Claudia od zawsze jest pewna jednego: nie chce mieć dzieci. Jej podejście do macierzyństwa nie spotyka się ze zrozumieniem społeczeństwa, w tym wszystkich jej dotychczasowych partnerów. Dlatego też, kiedy poznaje Bena, który, podobnie jak ona, ceni sobie wolność i nie marzy o zmienianiu pieluch, nabiera pewności, że jej życie w końcu ustabilizuje się i podąży w odpowiednim kierunku. Jednak kilka lat po ślubie Ben zmienia zdanie i coraz częściej wspomina, że chciałby zostać ojcem...

Kojarzycie może to uczucie, kiedy czytacie opis na tylnej okładce książki i serce nagle zaczyna szybciej Wam bić? Kiedy czujecie, że oto macie w ręku coś absolutnie genialnego, więc bezdyskusyjnie musicie to cudo zabrać do domu, a potem jak najszybciej dać się wciągnąć lekturze? Mogłabym się założyć, że doskonale wiecie, o czym mówię. Mnie takie wrażenie ogarnęło ładnych kilka lat temu, kiedy, buszując po Lubimy Czytać, natknęłam się na Dziecioodporną. Od razu zapisałam tę pozycję na liście powieści do przeczytania. A kiedy ten sam portal, w ramach wyzwania czytelniczego ogłosił, że w maju czytamy historie, których tytuły zawierają tylko jedno słowo, prawie podskoczyłam z radości. Wtedy już wiedziałam, po co wreszcie sięgnę.

Wiecie, ja bardzo lubię od czasu do czasu poczytać coś o cięższej, a najlepiej jeszcze drażliwej społecznie tematyce. Dziecioodporna Emily Giffin idealnie mi do tego kryterium pasowała. Nie ukrywajmy: chociaż świat nieubłaganie się zmienia i pędzi naprzód, kobieta, która otwarcie mówi, że nie planuje zostać matką nadal jest bardzo często postrzegana jako kosmitka. Przecież to nienormalne - człowiek, który ma macicę, a co za tym idzie, zdolność do wydania na świat człowieka, powinien z tego skorzystać. Przecież od zarania dziejów mężczyźni zarabiali pieniądze, a ich żony pielęgnowały ognisko domowe i wychowywały dzieci. Przecież to takie wspaniałe doświadczenie, patrzeć, jak malutka osoba z dnia na dzień staje się coraz starsza i uczy się nowych rzeczy. Jak można tego wszystkiego nie chcieć? Toż to anomalia! A Emily Giffin w swojej książce miała nam opowiedzieć o tym, jak jedna z takich niechcących potomstwa kobiet radzi sobie w życiu. I to miało być coś, co w czytelniku wywoła gwałtowne emocje, skłoni do refleksji...

Ale, niestety, na kuszących obietnicach się skończyło. To, czego oczekiwałam, nijak ma się do tego, co ostatecznie otrzymałam. Prawdę mówiąc, nie pamiętam już, kiedy ostatnio jakaś książka tak bardzo mnie zawiodła i wkurzyła. 

Wszystko z prostego powodu: nie wystarczy wpaść na genialny pomysł, trzeba jeszcze dokładnie przemyśleć, jak MĄDRZE go sprzedać. Jak skonstruować fabułę, żeby wszystko się kleiło i żeby naprawdę te głębokie przemyślenia u czytelników się pojawiły. Tu niestety tego zabrakło.

Byłam przekonana, że poczytam trochę o kobiecie, która, na przekór wszystkim, będzie walczyła o to, by żyć po swojemu. Której będzie ciężko, zwłaszcza biorąc pod uwagę niezrozumienie bliskich i zmianę frontu u jej, wydawać by się mogło, stanowczego męża. Oczekiwałam lektury o chwiejącym się w posadach małżeństwie, o które jednak się walczy i o wartościach, które są ważniejsze niż oczekiwania świata. Co dostałam  w zamian? Mdłe i przewidywalne CZYTADŁO. Powiedziałabym nawet, że romansidło. Podrzędną powiastkę. Gdzie w tym wszystkim tak ważne dla całości niechciane macierzyństwo? Ano jest - w tle. Potraktowane gorzej niż po macoszemu.

Poważnie, nie rozumiem - stać przed szansą napisania doskonałego bestsellera o czymś WAŻNYM, co nie jest kolejnym kryminałem na jeden raz i jej nie wykorzystać, jak można było tak postąpić? Jak, zamiast cisnąć w czytelników historią pełną gwałtownych wzruszeń, można było woleć iść w kierunku czegoś tak totalnie nijakiego? Bo to naprawdę było nijakie - wystarczy spojrzeć, jakie decyzje podejmują wykreowani przez autorkę bohaterowie. Najkrócej można je opisać tak: najłatwiejsze z możliwych, pospieszne, egoistyczne. Żadnego podejmowania wysiłku, żadnej chęci przemyślenia sprawy. Ani uniesień, ani chwili zwątpienia. Jest akcja, musi być zatem reakcja. Nieważne jaka - ważne, żeby wdrożona w życie jak najszybciej, bo przecież po co tracić czas?

Giffin tak naprawdę nie zawiodła tylko w jednym aspekcie. Otóż cały ten koszmarek literacki dobrze się czytało, a to za sprawą przystępnego, niewymagającego stylu. Znowu mogłabym powiedzieć. że od pozycji o takim charakterze wymagam, żeby było trudno, ale skoro wyszło jak wyszło, to jednak dobrze się stało, że nad jedną stroną nie trzeba siedzieć przez godzinę.

Dziecioodporna przypadnie do gustu wszystkim, którzy potrzebują książki, którą czyta się łatwo i przyjemnie, pod jednym warunkiem - jeśli nie przeszkadzają im rozbieżności między opisem a rzeczywistością. Zależy Wam na emocjach, wzruszeniach, materiale do gruntownych przemyśleń? Szukajcie dalej, bo Giffin Wam tego po prostu nie da. Natomiast jeżeli chcecie po prostu odhaczyć kolejną książkę jako przeczytaną, doskonale trafiliście.

10 komentarzy:

  1. Och, ta książka spewnościa nie dla mnie. Po recenzji nawet na nią nie spojrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie, lepiej rozejrzeć się za czymś ciekawszym :)

      Usuń
  2. To taki temat na czasie, ale chyba w sumie zrobic z tego jakis dramatyczna, pelna zawirowan powiesc. No chyba ze i ja tu juz puszczam wodze wyobrazni: on odchodzi od niej, a wtedy ona uswiadamia sobie, ze to jest ostatni dzwonek, zegar biologiczny i ona rozpaczliwie chce miec dziecko i to z nim....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, to też nie byłoby dobre wyjście, nie dla mnie :D

      Usuń
  3. Szkoda,że tak zmarnowany temat, bo rzeczywiście mógłby być z tego kawał mocnej książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie jest moja nisza jeśli chodzi o preferencje literackie, więc ja z pewnością uniknę rozczarowania 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Do mnie książki pani Giffin jeszcze nie dotarły :) Póki co za mną chodzą - ale to chyba jeszcze nie "ten" moment ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale to rozumiem - u mnie też zazwyczaj książki muszą swoje odleżeć, zanim się do nich zabiorę ;)

      Usuń

Drogi Czytelniku!

Jestem wdzięczna za każdy komentarz - nawet krytykę, ważne, by była ona konstruktywna (nie podoba mi się + powód poważniejszy niż 'bo nie'). Chcesz, bym odwiedziła Twoją stronę? Wysil się i napisz sensowny komentarz.